Szczecin gościł międzynarodowy obóz z shihan Cameronem Quinnem
Przez kilkanaście lat Cameron Quinn (7 dan) był tłumaczem sosai Masutatsu Oyamy, z którym praktykował karate kyokushin. Zna więc doskonale filozofię tej dyscypliny i konteksty stosowanych w niej technik. Swoją wiedzą i doświadczeniem podzielił się z uczestnikami International Summer Seminar, który od 7 do 9 czerwca 2024 roku odbywał się w szczecińskim Hotelu Vulcan.
Na obóz przyjechało 180 karateka z 10 krajów. – Shihan Cameron Quinn jest kopalnią wiedzy w tej dziedzinie. Nie wydaje mi się, by łatwo było znaleźć drugą postać z taką historią i wiedzą na temat karate kyokushin – podkreślał shihan Radosław Ambroziak (5 dan) ze Szczecińskiego Klubu Sportowego „Husaria”. – To człowiek, który był blisko sosai Oyamy przez ostatnich 17 lat jego życia. Zna dokładnie jego historię i życie, zna też od podszewki jego idee. Rozmawiając z nim dowiadujemy się nie tylko tego, co sosai powiedział czy zrobił, ale też dlaczego.
Jak na zgrupowanie karate przystało jego uczestnicy doskonalili technikę, siłę i charaktery. W programie znalazły się więc przede wszystkim kata i kumite. Wszystko to pod okiem shihan Camerona Quinna, który nie tylko prowadził treningi, ale też promował swoją książkę: „Budo Karate of Mas Oyama”. Tę pełną technicznych i filozoficznych smaczków publikację na język polski przetłumaczył klub „Husaria”. To kompendium wartościowej wiedzy z zakresu kyokushin.
– Wszystko zaczęło się od pytań moich uczniów o znaczenie nazw kata. Niosą ze sobą głębszy przekaz, bo mogą oznaczać liczbę kroków, ale i mogą mieć związek chociażby z buddyzmem – mówił shihan Cameron Quinn. – Podopieczni pytali mnie też o wiele innych kwestii, na przykład o to, dlaczego nosimy kolorowe pasy i co one oznaczają. Wtedy postanowiłem napisać książkę. Trenowałem z sosai Oyamą w Japonii i zachowałem z tego czasu wiele notatek. Wszystko to zawarłem w „Budo Karate of Mas Oyama”.
W programie obozu znalazł się również egzamin. Był intensywny, sprawdzano podczas niego technikę, siłę, wytrzymałość, charaktery, znajomość kata i oczywiście umiejętności pojedynkowe. Podczas kumite zdający byli już po kilku godzinach ciągłego wysiłku, a mierzyli się ze świetnie przygotowanymi i wypoczętymi rywalami. Tam, gdzie ciało odmawiało im już posłuszeństwa, tam zaczynała się walka z samym sobą, a więc prawdziwe kyokushin. Innym zadaniem egzaminowanych było łamanie desek.
– Największą zmianą jest zdobycie pierwszego czarnego pasa. Każdy następny stopień nie jest już tak drastyczny, ale zawsze jest miło i sympatycznie, gdy jest się docenianym, i gdy można odrobinę poprawiać swoje karateckie kwalifikacje – przyznał shihan Mariusz Godoś (6 dan) z Opolskiego Klubu Karate Kyokushin. – Do tej pory najbardziej wspominam egzaminy w Papendal u shihana Loeka Hollandera. Miały niesamowity przebieg, a zdawałem tam na 2., 3. i 4. stopień dan. Tamte obozy były wymagające i ciężkie, osobno odbywały się sesje technik kata, część fizyczna, rozbijanie desek i kumite. Samo kumite trwało jakieś 2, może 2,5 godziny, a kończyło je od 20 do 30 półminutowych walk ze zmieniającymi się przeciwnikami.
W tym wszystkim shihan Cameron Quinn zadbał o odpowiednie przygotowanie mentalne uczestników obozu i egzaminu. – Dla mnie najważniejszą kwestią jest zachęcanie ludzi do głębszego zanurzenia się w swoim karate. Trzeba bowiem kontynuować trening i iść coraz głębiej i głębiej. Wtedy trening przyniesie wiele odpowiedzi – podkreślał shihan. – Są tylko trzy rzeczy, których potrzebujesz, by odnieść sukces we wszystkim, co robisz. Musisz wyznaczyć jasny cel, konsekwentnie trenować i robić to przez długi czas. Rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień!